Przejdź do treści

>>Zostaną tylko książki.<< — Spine Studio w Kopenhadze

Monika Marek-Łucka


Konferencja ATypI jest dla świata typografii tym, co Oskary dla świata filmu. Tak jak trudno wyobrazić sobie aktora, który by o nich nie słyszał, tak też nieprawdopodobne wydaje się uprawiać „czarną sztukę” typografii – jako projektant krojów pism, czy też jako ich użytkownik – bez odniesienia do dziedzictwa ATypI. To jedna z najstarszych światowych organizacji typograficznych, której coroczne konferencje odbywają się nieprzerwanie od 1957 roku. Jest już stałą praktyką, że ciąg wykładów, prezentacji i dyskusji poprzedza dzień warsztatów oraz wizyt studyjnych. Pozwala to uczestnikom konferencji gościć w najbardziej prestiżowych dla danego miasta pracowniach projektowych.

Takie bezpośrednie doświadczenie zanurzenia w atmosferę danego studia i podejście do projektowania, zawsze działa ożywczo dla obu stron.

Studio dostaje niezapośredniczoną i skąpaną w przyjemnej piance komplementów reakcję odbiorców na swoje projekty, a goście – poza rzetelną wiedzą (i gadżetami) –wynoszą całe naręcze inspirujących myśli. 

Podczas tegorocznej konferencji w Kopenhadze, odwiedziłam Spine Studio, położone we Frederiksberg, jednej z najstarszych, najbardziej prestiżowych i intensywnie zielonych dzielnic miasta. Siedziba studia mieści się przy ulicy Svanemosegårdsvej, w małym piętrowym domu koloru neapolitańskiej żółci, na tyłach podwórka. Przy niepozornych białych drzwiach stoją zaparkowane rowery, dalej mała szklarnia, oraz stół ogrodowy z ławkami. Kiedy okazuje się, że do umówionej wizyty mam jeszcze co najmniej kwadrans, zaczynam się rozglądać. Ćwiczenia z patrzenia. Szybko wyłapuję uroczy szczegół – mieszkanie na drugim piętrze domu, za którym mieści się Spine Studio, ma we wszystkich (sic!) oknach poustawiane po trzy półeczki z kaktusami. Osobliwa kolekcja. Wybija 11:00. Powoli zaczynają dołączać pozostali uczestnicy konferencji i wkrótce, już jako 6-osobowa grupa entuzjastów projektowania, zmierzamy w stronę drzwi wejściowych.

Spine Studio zostało założone przez Jacob’a Haagen Birch oraz Finn’a Wergel Dahlgren, jako miejsce tworzenia komunikacji wizualnej dla podmiotów ze świata sztuki oraz kultury. Gros projektów stanowią publikacje – od albumów wystawowych po wydawnictwa eksperymentalne. Staje się to widoczne od razu po przekroczeniu progu, gdzie czeka na nas okrągły stół suto zastawiony książkami. Studio to właściwie jednorodna przestrzeń o proporcjach bardzo długiego prostokąta. Część reprezentacyjno-gościnną odcina od części warsztatowej ściana regału z książkami oraz granatowa kanapa. Mamy wrażenie niezobowiązującego spotkania w przytulnej kuchni. Dosłownie – bo poza wyspą, znajduje się tu jeszcze zaplecze kuchenne. Ta kameralność jest wynikiem bardzo przemyślanej decyzji strategicznej studia.

„Jesteśmy małym studiem, ale właśnie tacy chcemy pozostać”
– mówi Jacob – „Duże studia wymagają dużych klientów.
My natomiast jesteśmy bardziej idealistyczni. Chcemy robić idealistyczne projekty
i nie być uzależnionymi od nikogo.”

Konsekwencją takiego podejścia było założenie w 2023 roku własnego wydawnictwa. Marrow Press zajmuje się publikacjami non-fiction z zakresu sztuk wizualnych (fotografii, architektury, dizajnu). To projekt o wysokich ambicjach tworzenia „wysokiej-jakości współczesnych publikacji z treścią która porusza” (ang. „high-quality contemporary publications with content that moves you”). Niezależność wydawnicza wymaga jednak niezależności finansowej. W tej kwestii Jacob oraz Finn wypracowali własny sposób budżetowania publikacji, ubiegając się o granty. Zdobycie środków na projekt na podstawie określonego pomysłu oraz kierunku projektowego, pozwala im ograniczyć mikrozarządzanie podmiotu finansującego w dalszych etapach prac. Zostawszy uprzednio zaznajomiony z ogólnym kształtem książki, instytucja przyznająca grant nie wpływa na decyzje związane z procesem projektowym. Tak rozumiana wolność twórcza i zaufanie do projektanta stanowią kluczowe wartości studia.

Przebieg naszej rozmowy wyznaczają poszczególne publikacje. Z racji na to, że każda z książek stanowi unikalną odpowiedź na unikalny problem, rozmawiając o konkretnej książce, poruszamy konkretny aspekt pracy projektowej. „Rise of Sunken Sun” (wyd. Strungberg Publishing 2024) staje się przyczynkiem do rozmowy o postkolonializmie, empatii w projektowaniu i czytaniu performatywnym. Album stanowi dokumentację wystawy w pawilonie duńskim na 60. Międzynarodowej Wystawie Sztuki — La Biennale di Venezia 2024. Zaprezentowano w nim cykl fotografii grenlandzkiego artysty Inuuteq’a Storch’a, który powziął się zadania sportretowania prawdziwego oblicza Kalaallit Nunaat. To określenie języka grenlandzkiego, oznaczające „ziemię ludu”, czyli Grenlandię. Storch w swoim projekcie podkreśla, że choć Grenlandia była już obszernie dokumentowana, to niemal wyłącznie z perspektywy zewnętrznej – opresyjnej i kolonialnej. Przynależąc do wyspiarskiej społeczności, Storch otwiera przed nami Grenlandię osobistą, utkaną z „małych historii”, w których rytm codzienności przeplata się z tym, co niezauważalne, niematerialne i nieuchwytne. To przenikanie na różnych poziomach staje się motywem wizualnym zarówno wystawy jak i albumu. Mamy więc wykorzystanie papierów o różnej transparencji, przynoszących na myśl mglisty pejzaż Grenlandii i mistykę inuickiej duchowości, czy też skład tekstów dwóch narracji – osobistej i naukowej – w dwóch krojach pisma, oraz w dwóch kierunkach czytania. Jeżeli czytelnik chciałby odkryć Grenlandię w opowieści jej mieszkańców, jest zmuszony porzucić swoje nawyki czytelnicze i zapomnieć o komfortowym odbiorze tekstu. Odkrywanie dzieje się tu poprzez performatywne czytanie, wymagające chociażby przekręcenia książki. W pawilonie duńskim performatywność dodatkowo oznaczała aktywizację ciała — teksty osobiste zostały umieszczone wzdłuż ściany na bardzo małej wysokości – niewiele nad miejscem styku ściany i podłogi.

Przeczytanie ich było możliwe jedynie w określonej pozycji
– siedząc, nachylając się, albo przykucając – trochę tak,
jak słucha się opowieści przy ognisku.

Performatywne było również oznaczenie pawilonu duńskiego, gdzie na litery tworzące nazwę kraju „Denmark”, nakładały się litery grenlandzkiej nazwy „Kalaallit Nunaat”. Książka powstała w ścisłej współpracy projektantów z kuratorem i artystą, co pozwoliło nadać jej wartość wykraczającą poza ramy zwykłej dokumentacji wydarzenia. Projekt pozwala uchwycić coś z bezpośredniego doświadczenia samej wystawy. „Ten album – jak dodaje Jacob – to jedyna fizyczna pozostałość po wystawie. Wystawy są ulotne – pozostają tylko książki.”